top of page

TAXI PLEASE! czyli Tokio Drift po chińsku 🚖🚨

  • Zdjęcie autora: Aleksandra Olbryt
    Aleksandra Olbryt
  • 1 maj 2020
  • 7 minut(y) czytania

Taksówki i ich kierowcy to temat jak z innej planety, który zdecydowanie zasługuje na osobny wpis. Kojarzycie na pewno sceny z amerykańskich filmów, w których wystarczyło pstryknąć lub głośniej zawołać,

a taksówka pojawiała się znikąd, jak na życzenie. To, co w naszym kraju wydaje się to być absolutną abstrakcją,

w Chinach faktycznie się sprawdza!


Można oczywiście zamówić przejazd z pomocą popularnej w Chinach aplikacji Di-Di, ale jeśli jest się obcokrajowcem, najłatwiej po prostu wyjść na ulicę i polować na okazję – a taka nadarzy się zapewne za kilkanaście sekund.

Już po chwili, najpewniej z piskiem opon, zatrzyma się przy Was opatrzony chińskimi znakami samochód w kolorze żółtym, zielonym, czerwonym lub niebieskim. Nie znam dokładnego znaczenia wymienionych kolorów, ale z moich obserwacji wynika, że różnią się one w poszczególnych miastach i oznaczają strefę, w której porusza się dana taksówka, a więc determinują koszt podróży.

Okno taksówki uchyli się i usłyszycie donośne „Nǎ lǐ?!”, czyli „Dokąd?!”

Po usłyszeniu czy zobaczeniu w telefonie lub na kartce adresu, pod który chcecie się dostać, kierowca albo zaprosi Was do odbycia wspólnego kursu, albo pokręci przecząco głową i odjedzie poirytowany.

Jeśli otrzymaliście od kierowcy odpowiedź twierdzącą i właśnie zaczynacie wspólny przejazd, musicie przygotować się na dwa scenariusze:


a) shifu naprawdę zna to miejsce i dowiezie Was tam W MIARĘ bezpiecznie

b) shifu mimo całego entuzjazmu w istocie nie ma zielonego pojęcia, gdzie mieści się podany przez Was adres i po pół godziny krążenia w kółko zacznie na Was krzyczeć albo gorączkować się „pod nosem”; ostatecznie okaże się, że zamiast na „Chigang Bei Lu” wylądowaliście na „Gang Bei Lu”, czyli jakieś 20 km i 100 juanów za daleko (100 RMB = ok. 50 zł)

Jesteśmy już niedaleko poznania SIEDMIU TYPÓW CHIŃSKIEGO KIEROWCY. Gotowi? Zapnijcie pasy, jedziemy!

1. Shifu gawędziarz

Zawsze uśmiechnięty i chętny do rozmowy. Jego oblicze rozpromienia się, kiedy okazuje się, że potraficie przedstawić się po chińsku i powiedzieć poza tym chociaż dwa zdania w tym języku. Ten rodzaj kierowcy reprezentuje ogromne pokłady wiary w człowieka – po owych kilku zdaniach shifu zaczyna mówić do Was po chińsku, wyrzucając z siebie kolejne zdania z taką prędkością, że Wasz mózg po pewnym czasie przestaje nadążać. Kiedy uda Wam się wstrzelić w pauzę pomiędzy monologicznymi wywodami shifu, by zasygnalizować, że Wasza znajomość chińskiego ogranicza się do pokierowania pod konkretny adres lub zrobienia prostych zakupów w sklepie, musicie się liczyć z trzema wersjami następujących po tym wyznaniu wydarzeń:

a) shifu pośle Wam pełne smutku spojrzenie i do końca przejazdu będzie się tylko życzliwie, acz dyskretnie uśmiechał

b) shifu obrazi się, zamruczy coś pod nosem i od tej pory nie odezwie się już ani słowem, okazując w ten sposób swoją dezaprobatę i rozczarowanie

c) Wasze wyznanie nie zrobi na nim żadnego wrażenia, bądźcie więc przygotowani na wciąż płynący potok słów i po prostu przytakujcie ;)

2. Shifu podrywacz


Nieważne, czy właśnie paskudnie się rozpadało, więc na minutę przed wejściem do taksówki zdążyłyście upodobnić się do zmokłej kury, macie czekoladę/szminkę na zębach, a na dodatek czujecie się źle, smutno i ciężko – SHIFU PODRYWACZ będzie pod wrażeniem Waszej osoby i na pewno nie omieszka Was o tym poinformować. „Ni hen piaoliang!” lub angielskie „Ju are bjutiful!” to pierwsze słowa, które padną z jego ust. Później shifu włączy muzykę z odpowiedniej stacji, na której lecą tylko „zachodnie” hity, założy tak zwane „szybkie okulary”, otworzy wszystkie okna, by odpowiednio efektownie powiewały mu włosy, przy okazji fundując Wam przewiane ucho i zatoki.



Tutaj przypomina mi się historia, jak kiedyś w Szanghaju jechałam z kierowcą, który nie tylko fizycznie upodobnił się do Bruno Marsa, ale też okazał się być jego wiernym fanem i mimo braku umiejętności posługiwania się językiem angielskim, uwodzicielsko odśpiewał kawałek „Just the way you are”. Do dziś bardzo żałuję, że nie uwieczniłam tego na nagraniu, jak zresztą bardzo wielu sytuacji, osób, miejsc i zdarzeń, które chciałabym Wam pokazać…




3. Shifu poliglota

Kiedy shifu – poliglota wyciągnie od Was informacje o kraju, z którego pochodzicie, najpewniej spróbuje powiedzieć coś w owym egzotycznym dla niego języku. Niestety najczęstszą reakcją na oświadczenie, że pochodzę z Polski (chiń. Bolan), było entuzjastycznie wypowiedziane rosyjskie „SPASIBO”.


Shifu - poliglota chętnie uczy się języka międzynarodowej komunikacji, czyli angielskiego. Miło wspominam przeuroczego kierowcę w wieku około osiemdziesiątki, który przez całą drogę z dworca w Shenzhen uczył się ze mną liczb po angielsku od 1 do 100 😁🤯Konsekwencja, zapał i radość z każdego nowego językowego odkrycia – materiał na ucznia, jakiego można pozazdrościć. Podobnie sprawy wyglądały w przypadku naszego agencyjnego kierowcy, który był eleganckim starszym panem, zawsze w tweedowym garniturze i kaszkiecie. Nawet grube papierosy palił w wyjątkowo wysublimowany sposób. O pluciu i innych rzeczach nie było mowy. Shifu codziennie uczył się nowego słowa po angielsku. Pewnego dnia każda osoba wchodząca do castingowego vana, usłyszała od shifu: „You are sexy”. „Sexy” było słowem dnia i padało później często, niezależnie od płci i wieku odbiorcy komunikatu ;) W ten sposób dzięki naszemu ulubionemu kierowcy wszyscy nabrali świadomości własnego seksapilu. Dzięki szifu! 😍

Na poniższym nagraniu słychać, jak szifu na moją prośbę powtarza "Tak leci", po czym zastanawia się głośno, co to znaczy i mówi, że nie rozumie. Dziś potrafiłabym mu odpowiedzieć, ale to nagranie powstało lata temu - zaczęło się od tego, że opowiadałam koleżance z Polski jakąś historię, z której szifu wychwycił tylko owe "tak leci". Nie mogłam już tego odpuścić - byłam pod wrażeniem, jak dobrze poradził sobie z językiem polskim! Zresztą, wymowa w chińskim jest momentami niezwykle podobna do naszego ojczystego języka, ale o tym innym razem ;)


4. Shifu niespełniony artysta

Śpiewa na całe gardło, zupełnie ignorując obecność pasażera lub przeciwnie - czerpie nieopisaną przyjemność nawet z jednoosobowej widowni. Repertuar obejmuje chińskie utwory, czasami wtrącane są angielsko brzmiące słowa. Szifu z nagrania poniżej krzyczał OŁ MAJ GAD (fon., „O mój Boże!), będąc chyba pod ogromnym wrażeniem swojego własnego talentu.


5. Shifu zagubiony – „Lost (not only) in translation”


Shifu zagubiony nigdy, PRZENIGDY, nie zrobi użytku ze swojego GPS-a, który zresztą rzadko stanowi wyposażenie standardowej chińskiej taksówki. Do funkcji GPS w telefonie podchodzi nieufnie i z niechęcią. Stwarza więc pozory, że wie, dokąd jechać, po czym już w trakcie przejazdu albo prawie przy samej mecie zaczyna się frustrować i żądać od pasażera wskazania mu właściwego kierunku. Zdarzyło się raz czy dwa, że kierowca w przypływie złości i wobec mojej niewiedzy (no tak, bo przecież ja będąc pierwszy raz w obcym mieście na drugim końcu świata powinnam znać na pamięć jego topografię…), nazwał mnie sha bi - dosłownie „głupia pi***”. Jeszcze długo tkwiłam w błogiej nieświadomości, wierząc na słowo Chińczykom poznanym w pracy, że shabi to po prostu „głupek”, więc moja reakcja, jak się domyślacie, była raczej spokojna. Dziś pewnie odparowałabym shifu tak, że poszłoby mu w pięty – nauczyłby się szacunku dla kobiet i cudzoziemców, nieznających języka – nieładnie tak bezkarnie obrażać tych, którzy nie rozumieją, co mówimy ;)

6. Shifu „gangster”

Złoty medalik, biały T-shirt z logo Armani opinający wydatny brzuch i koniecznie ultradługi paznokieć u małego palca – wszystko to ma świadczyć o wysokim statusie społecznym. Shifu „doesn’t really give a sh*t”, o czym informuje napis na jego czapce. Słucha on chińskich audycji kabaretowych w maksymalnej głośności, śmieje się rubasznie i wydzwania do wszystkich kumpli na wechacie, przyprawiając pasażerów o stan przedzawałowy mniej więcej co dziesięć minut, za nic mając sobie ograniczenia prędkości, czerwone światła i wielkie samochody ciężarowe mijające jego samochód o milimetry – dosłownie.





Na koniec najmniej sympatyczny i niestety dość często spotykany typ (umówmy się, nie tylko w Chinach):

7. Shifu cwaniak i oszust

W kolejce taksówek podjeżdżających na dworzec czy lotnisko próbuje wyminąć innych i wpycha się na sąsiednie pasy, czasami zgarniając zasłużoną burę od policjantów. Zdarza się jednak, że policja doskonale wie, co wyprawiają taksówkarze, pozostając z nimi w cichej komitywie i wręcz rozkazując pasażerom niewyglądającym na Chińczyków, by ci wsiadali do taksówek prowadzonych przez osoby nieposiadające licencji, z kilkukrotnie zawyżoną stawką. Takie sytuacje spotkały mnie głównie na dworcach kolejowych w Humen, Wenzhou, Zhuhai, Huizhou czy okrytym ostatnio złą sławą #WUHAN. Bywało nawet, że znajdowałam się w sytuacjach z mojej perspektywy nieprzyjemnych i potencjalnie niebezpiecznych. Pamiętam, jak kiedyś ok. 3 w nocy wysiadłam na dworcu w Hangzhou, wiedząc, że pracę w tym mieście zaczynam za trzy godziny. Kolejki do taksówek już nie było, była za to chmara rubasznie chichoczących taksówkarzy w otoczeniu lokalnej policji, ostentacyjnie żujących gumy i głośno krzyczących. Kilku z nich zaczęło wołać coś w moją stronę, a jeden z nich w mgnieniu oka znalazł się obok mnie, wyrwał mi z ręki walizkę i ze śmiechem pociągnął mnie w kierunku swojego samochodu. Nie miałam już siły oponować, poza tym widziałam, że ów człowiek był częścią zauważonej przeze mnie grupy – uznałam, że takie panują tam standardy. Pokazałam kierowcy adres swojego hotelu. Miałam 1% baterii, brak możliwości jej podładowania, ostatnie 200 juanów w portfelu i oczy „na zapałki”. Oddałabym wtedy wszystko, by choć na chwilę zapaść w drzemkę, ale intuicja podpowiadała mi, żeby nie ufać temu konkretnemu kierowcy. Po godzinie jazdy dotarliśmy do celu. Znaleźliśmy się przed drzwiami małego hoteliku i wtedy shifu zażądał ode mnie prawie 300 RMB, chociaż taksometr wyraźnie wskazywał 180, które i tak wydawały mi się zbyt dużą kwotą. Ze zmęczenia i złości łzy napłynęły mi do oczu. Wycedziłam, że mam przy sobie tylko 200 juanów, machając swoim portfelem. Na kierowcy nie zrobiło to większego wrażenia i kiedy oznajmiłam, że chcę dać mu całą posiadaną gotówkę i po prostu pójść spać, zablokował drzwi. Kłóciliśmy się tak przez chwilę, aż uderzyłam ręką w drzwi, zupełnie przypadkowo je odblokowując. Wyciągnęłam walizkę z bagażnika i pobiegłam do środka, alarmując półżywego ze zmęczenia recepcjonistę, że przywiózł mnie tutaj oszust i należy ten fakt zgłosić policji. Na recepcję wbiegł za mną taksówkarz, krzycząc na recepcjonistę i narzekając na MOJE zachowanie. Moja sugestia wezwania policji zrobiła na nim najmniejsze wrażenie spośród wszystkich argumentów, które wtedy padły – utwierdziło mnie to jedynie w przekonaniu, że służby mundurowe w tym kraju nie zawsze stoją po właściwej stronie. Do dziś nie wiem, co takiego powiedział mu recepcjonista, że w końcu odpuścił, na odchodne siarczyście przeklinając. Wiem za to, że została mi wtedy jakaś godzina snu przed pracą i że ta noc zdecydowanie nie należała do najprzyjemniejszych.

CIEKAWOSTKI – PODSUMOWANIE

✅ Taksówki są w Chinach wyjątkowo tanie – stawka początkowa zależy od miasta, np. w Szanghaju jest to 14 juanów, w Pekinie i Kantonie (Guangzhou) – 10, a w Xiamen – 6. Przypominam, według obecnego kursu 1 juan to 59 groszy.

✅ Taksówek w Chinach nie trzeba zamawiać, jest ich mnóstwo i podjeżdżają „na żądanie” – wystarczy jakoś zasygnalizować, że jesteśmy zainteresowani przejazdem.

✅ Koniecznie upewnijcie się, że w momencie rozpoczęcia przejazdu Wasz kierowca opuścił dźwignię taksometru - jeśli tego nie zrobił, zwróćcie na to uwagę.

✅ Chińscy taksówkarze rzadko posługują się językiem angielskim, warto więc mieć przy sobie karteczkę z adresem, a także telefon ze zdjęciami, mapami Google i oczywiście sprawnie działającym VPN-em, by móc odblokować działanie tej aplikacji.



Mam nadzieję, że ten wpis uznacie za ciekawy i potrzebny. A tymczasem ZAPRASZAM WAS GORĄCO DO ŚLEDZENIA MOJEGO KONTA NA FACEBOOKU I INSTAGRAMIE! Będę miała dla Was niespodziankę. Zdradzę tylko, że już niebawem mniej będzie czytania, a więcej… zresztą, sami ZOBACZYCIE!

Dzięki, że jesteście ❤️❤️❤️

 
 
 

Comments


Post: Blog2_Post

Subscribe Form

Thanks for submitting!

©2020 by miedzy-slowami. Stworzone przy pomocy Wix.com

bottom of page