top of page

- Poproszę bez mięsa. – Więc kurczak może być? CZYLI CO JEDZĄ CHIŃCZYCY

  • Zdjęcie autora: Aleksandra Olbryt
    Aleksandra Olbryt
  • 19 kwi 2020
  • 6 minut(y) czytania

Czy wegetarianom w Chinach jest trudno? I tak, i nie.

Tak – bo w mniemaniu Chińczyków prawie każda potrawa musi być okraszona/doprawiona mięsem, często drobno posiekanym, by mogła zostać uznana za smaczną.

Nie – bo nawet w kuchni chińskiej można znaleźć dania bezmięsne (choć bywa z tym różnie, o czym dowiecie się, czytając kolejne akapity tego wpisu). Poza tym warzywa i owoce są stosunkowo tanie (jeśli wie się, gdzie je kupować), istnieją też coraz bardziej liczne i popularne miejsca zakładane przez Europejczyków i przybyszów z innych części świata, w których to restauracjach zjemy wszystko: od acai bowls przez makarony i lasagnie aż po polskie (!) pierogi.

Z chińskiego zamiłowania do MIĘSA wynikały przedziwne sytuacje, kiedy na planie pytano mnie o to, co chcę zjeść na lunch. Z reguły starałam się zamawiać bezpieczne opcje z restauracji w zachodnim stylu, ale nie zawsze było to możliwe, poza tym czasami miałam szczerą ochotę na coś miejscowego. W lokalnych knajpkach położonych w bliskim sąsiedztwie nauczyłam się nazw swoich dwóch ukochanych przysmaków: drobno siekanych ostro-kwaśnych ziemniaczków z czosnkiem i papryką w oleju (suān là tǔdòu sī) oraz, również pływającego w oleju, gotowanego bakłażana z czosnkiem i przyprawami (qiézi). Do tego miseczka czy dwie ryżu (mǐ fán) i byłam ukontentowana :)




W pracy więc zdarzało mi się poprosić o zamówienie dokładnie tego samego. I cóż, niezliczoną ilość razy zwyczajnie się nacięłam, bo okazywało się, że dostarczone danie, choć na pierwszy rzut oka było dokładnie tym, o co prosiłam, zostało "wzbogacone" o milion maleńkich kawałków posiekanej wieprzowiny lub wołowiny. Jasne, nie chciałam sprawiać kłopotów osobom, z którymi pracowałam, ale jakoś nie mogłam podążyć za ich beztroskimi sugestiami i „po prostu WYJĄĆ mięso"... Bywało zatem tak, że jeśli danego dnia nie zabrałam ze sobą swojego lunchbox’a, bananów, orzechów i innych przekąsek, to najzwyczajniej w świecie „głodowałam” przez parę godzin, aż udało się „zdobyć” dla mnie towar tak niedostępny, jak bezmięsny posiłek.




Jeszcze jedną bezmięsną opcją, daniem bardzo popularnym w całych Chinach, jest jajecznica z gotowanymi pomidorami (fānqié chǎo dàn). Przez bardzo długi czas byłam wierną fanką tej jakże prostej i pysznej w połączeniu z ryżem propozycji, którą na dodatek można określić jako sycącą i całkiem zdrową (przy założeniu, że akurat ta konkretna porcja ryżu nie była zrobiona z plastiku ;))


BYŁAM, bo moja miłość do fānqié chǎo dàn skończyła się pewnego gorącego dnia jakieś trzy lata temu. Jedliśmy wtedy obiad z ekipą w pracy, oni delektowali się nieobranym ze skóry kurczakiem, a ja skupiałam się na zawartości swojego pudełeczka. Jajecznica smakowała jak zawsze, czyli dobrze i świeżo. Nie przeczuwałam żadnego zagrożenia. Po jakichś piętnastu minutach zrobiło mi się niedobrze, a kiedy dotarłam do toalety, po raz pierwszy w życiu miałam tak zwane "mrówki" przed oczami, w głowie kręciło mi się niemiłosiernie i byłam przekonana, że zaraz zasłabnę. Następne trzy godziny przespałam na kanapie w studio. Po przebudzeniu znalazłam się w dobrych rękach mojej ukochanej fotografki, która, bardzo przejęta moim nieszczęściem, wlała we mnie hektolitry specjalnej herbaty z czerwonych daktyli. Jak się na pewno domyślacie, był to ostatni raz, kiedy zjadłam jajecznicę z pomidorami.


ŚNIADANIE


Chińczycy w ogóle nie uważają śniadania za istotny posiłek czy element dnia. Kiedy zaczynaliśmy pracę bardzo wcześnie (zdarzało się, że musiałam spotkać się z całą ekipą na jakimś dworcu o 3, 4 lub 5 i stamtąd wyruszaliśmy razem do konkretnego miejsca w plenerze czy studio), dostawałam swój przydział słodkich bułeczek (identycznych, jakie można nabyć w naszych Biedronkach - smacznych, maślanych i niezdrowych), mleka w kartoniku (dostępny w Chinach, importowany zresztą, "nabiał" to czysta chemia i hormony - otwarte mleko może stać w lodówce przez miesiąc i nic się z nim nie stanie) i bananów. Omlety, kanapki (całkiem dobre pieczywo podobne do tego we Włoszech czy Francji można kupić w jednym czy dwóch sklepach stylizowanych na modłę zachodnią, ale o ciemnym chlebie na zakwasie czy orkiszowych bułkach możemy zapomnieć), smoothie czy naleśniki to w oczach Chińczyków "zachodnie fanaberie i dziwactwa". Lokalną opcję śniadaniową stanowią bułeczki na parze (bāo), nadziane farszem na bazie mięsa, grzybów, warzyw lub, uwaga!, miodem i orzechami. Ostatnia wersja jest moją ulubioną.


LUNCH (OBIAD)


O opcjach lunchowych napisałam już trochę wyżej. Śmiech przez łzy budzą wspomnienia zamówień składanych w restauracjach, kiedy po pięciokrotnym, wyraźnie powtórzonym oświadczeniu "Wǒ bù chī ròu" (Nie jem mięsa), kelner patrzył na mnie z troską i pytał, mieszając chiński z angielskim - "Ciken okay ma?" (Kurczak będzie ok?)


Tak, dla wielu Chińczyków zarówno kurczak, jak i ryby, nie są mięsem. Możecie sobie wyobrazić, ile razy spojrzano na mnie jak na wariatkę, kiedy mówiłam, że nie jem zwierząt. Musiałam za to znosić tego typu widoki, jak ten:











W Chinach kurczak podany w całości to gwarancja dobrej jakości i świeżości mięsa.







OWOCE I WARZYWA


Owoce i warzywa są w Chinach wyjątkowo tanie. Na dodatek można tam kupić CUDA NATURY, które są wyjątkowo rzadko lub w ogóle niedostępne w europejskich sklepach czy bazarkach - karambolę (yángtáo - żółty owoc, który po przekrojeniu ma kształt gwiazdy), smoczy owoc (huǒlóng guǒ), troszeczkę przypominający w smaku kiwi, czy wreszcie słynnego DURIANA (liú lián), którego łatwo scharakteryzować jako śmierdzący na kilometr owoc o osobliwym, mlecznym smaku. Niestety nie mogę znaleźć na dysku zdjęć przedstawiających te konkretne owoce ani filmiku, który ukazuje mój grymas przy pierwszym zetknięciu z durianem, ale obiecuję, że jak tylko uda mi się dokopać do tych materiałów, od razu się nimi podzielę! :)








Na zdjęciu jeden

z owocowych marketów w Szangaju i dzieci sprzedawców, które zamiast w przedszkolu czy żłobku, spędzają całe dni z rodzicami.








PRZEKĄSKI


Azja zawsze była dla mnie, jako dla wielkiego łasucha, absolutnym rajem. Kiedy tylko miałam okazję, próbowałam nowych smaków ciasteczek, chipsów czy batoników. Moje ulubione CHIŃSKIE snacki to:

- lody w polewie czekoladowej z jagodowo-waniliowym nadzieniem

- ultracienkie okrągłe herbatniki o smaku cebulkowym

- ogórkowe chipsy

- "bąbelkowe" gofry




Jak widać na załączonym filmiku, nie tylko ja nie mogłam sobie odmówić słodyczy!



KOLACJA


Wieczornym rytuałem moim i znajomych było spotykanie się na chińskie BBQ - barbecue, czyli grilla. Nie chodzi jednak o grilla na działkach, a o budki i wózki z jedzeniem ustawione tuż przy ruchliwych ulicach albo o malutkie, zatłoczone restauracje ukryte gdzieś w zakamarkach miasta, wciśnięte między bazarek z owocami a sklep monopolowy. Oprócz przeróżnych rodzajów mięsa zatkniętych na bambusowe patyki, można było zjeść tam wspomnianego wcześniej bakłażana z czosnkiem w wersji opiekanej, dziwne kwadratowe bułeczki i okrę (piżmian jadalny), podawaną na dużych talerzach na warstwie lodu i z dodatkiem wasabi.




W chińskich domach na kolację gotuję się ryż z mięsem i warzywami, jiǎozi - czyli pierożki z dowolnym nadzieniem (mięsnym, warzywnym, krewetkowym) lub chǎomiàn, czyli smażony na dużym ogniu makaron z dodatkami. Makaron ryżowy i ryż we wszelkich możliwych konfiguracjach to główny element pożywienia Chińczyków.



W ramach podsumowania - kuchnia chińska jest tłusta i nierzadko ostra. Wielu Chińczyków nie poprzestaje na ociekających tłuszczem daniach tradycyjnych i regularnie odwiedza KFC i Mc Donald's, które w większych miastach znajdują się na rogu niemal każdej ulicy. Skutki złego odżywiania się widać niestety u wielu z nich, szczególnie znajduje to odbicie w postaci problemów z cerą - podczas gdy Japończycy i Koreańczycy mają idealną, godną pozazdroszczenia skórę, Chińczycy bardzo często zmagają się z trądzikiem, wypryskami, ziemistą cerą.


CHIŃSKIE "DZIWACTWA"


Pierwsza kwestia wymagająca sprostowania - nie, nie każdy Chińczyk jest fanem psiego i kociego mięsa. Oczywiście krążą żarty, że każdy, kto kiedykolwiek był w Chinach, prawdopodobnie choć raz skonsumował psa, nie zdając sobie nawet z tego sprawy. Staram się jednak wyprzeć owo niechlubne prawdopodobieństwo ze swojej świadomości.


Na bazarkach nie brakuje za to żółwi (kilka razy urządzaliśmy akcję ich kupowania i uwalniania - mowa oczywiście o żółwiach wodnych, które udało nam się umieścić bezpiecznie w zbiornikach wodnych), węgorzy, żab, węży różnych gatunków. Starałam się te targi zwierząt omijać szerokim łukiem, czego żałuję jedynie ze względu na brak "materiału dowodowego" - chociaż obstawiam, że w związku z #koronawirusem wszyscy mieliście okazję zobaczyć, jak to wygląda.


Jakieś pomysły, co widzimy na tym filmiku?


To nic innego jak OGÓREK MORSKI, inaczej nazywany strzykwą. Żyjątko zamieszkujące warstwę denną wód morskich, nazywane "ogórkiem" ze względu na swój kształt. Nie próbowałam, więc nie jestem w stanie opisać, jak smakuje - jeśli są wśród Was tacy śmiałkowie, to piszcie proszę w komentarzach!


Na koniec najpopularniejsze wśród miejscowej populacji "SMAKOŁYKI" - kurze łapki i "stuletnie jaja" - nie odważyłam się skosztować żadnej z wymienionych rzeczy, ale mogę Was zapewnić, że większość Chińczyków za nimi przepada.


Nieco mniej obrzydliwym, za to na pewno zaskakującym daniem, była dla mnie "PIZZA" Z KUKURYDZĄ NA SŁODKO! Tak, mówię o cieniutkim "cieście" na bazie ziarenek kukurydzy, sklejonych ze sobą grubą warstwą cukru. Interesująca w smaku, ale nie na tyle, bym wracała do niej w snach i nie mogła się doczekać, aż znów będę mogła po nią sięgnąć.




Na dziś to wszystko, co udało mi się dla Was przygotować. Dajcie znać, czy się Wam podobało! Jeśli macie jakieś pytania albo sugestie, piszcie śmiało w komentarzach pod postem - KAŻDA wskazówka jest dla mnie bardzo cenna. Dzięki, że jesteście! Nie zapomnijcie, żeby SUBSKRYBOWAĆ bloga!
A jeśli chcecie się dowiedzieć, o czym będzie mowa w kolejnych wpisach, śledźcie uważnie mojego instagrama i fejsbuka! :)


9 comentários


Aleksandra Olbryt
Aleksandra Olbryt
21 de abr. de 2020

Masz całkowitą rację. Powinnam zaznaczyć, że moje spostrzeżenia dotyczą głównie południowych Chin.

To samo tyczy się zresztą pozostałych postów.


Z przyjemnością odwiedzę Cię w PEKINIE jak tylko będzie to możliwe :) A tymczasem - super byłoby zaczerpnąć od Ciebie trochę wiedzy o Chinach i skonsultować się przed dodaniem kolejnych wpisów. Z autopsji i własnych informacji będę mogła pisać o południu, a dzięki Tobie dorzucę też do tego północną perspektywę. Nie chcę publicznie ujawniać swojego maila ani innych danych, ale napisz do mnie proszę na instagramie, jeśli będziesz miała taką możliwość - @alexolb.

Curtir

kethy999
21 de abr. de 2020

Chiny są tak duże że właśnie ciężko generalizować. Jedzenie jest inne, a nawet ludzie nie tylko psychicznie ale i fizycznie.

Restauracja Pekin na ul. Senatorskiej :) jak postanowisz wpaść to daj znać, chętnie się powymieniam doświadczeniami. Rzadko kiedy mogę z kimś porozmawiać kto był w Chinach tak długo :D

Curtir

Aleksandra Olbryt
Aleksandra Olbryt
21 de abr. de 2020

Wow, po pierwsze - jestem pod wrażeniem Twojego polskiego. Naprawdę, brawo!


Po drugie - akurat w Pekinie i okolicach nie byłam, może dlatego mamy tak skrajne spojrzenia na tę kwestię.


A jeśli chodzi o ekipę - to codziennie pracowałam z nowymi osobami. Chyba, że akurat trafiałam na samych mięso- i fastfoodożerców :)


PS. Co to za restauracja? Jeśli w Warszawie, to chętnie ją odwiedzę, jak tylko wszystko wróci do normy.

Curtir

kethy999
21 de abr. de 2020

Być może też twoja ekipa miała wpływ na to co jesz. Wszyscy których znam z Chin rzadko jedzą nie chińską kuchnie. W Polsce pracuje w restauracji chińskiej. I nawet za granicą Chińczycy wolą jeść chinską kuchnie, często się skarżą ze polska jest za tłusta. Spróbują raz i potem cały pobyt w chińskiej restauracji. Trochę aż mnie to irytuje, bo jak byłam z rodziną we Włoszech to chcieli koniecznie zjeść chińskie, a ja włoskie -_-

Curtir

kethy999
21 de abr. de 2020

Tak, jestem Chińką :) tata jest z Pekinu, mama z Changchun. Te miasta i okolice znam lepiej niż pozostałe Chiny. W Szanghaju byłam tylko raz i przyznam że tam było więcej fastfoodów. Osobiście nie miałam problemu z lokalną kuchnią, wręcz nie za bardzo widziałam fastfoody. Możliwe że też dlatego że mówię po chińsku a rodzina wie gdzie są dobre restauracje. Oczywiście lubimy mięso ale w małych ilościach. Bez mięsa przeżyjemy, ale nie bez warzyw.

Curtir
Post: Blog2_Post

Subscribe Form

Thanks for submitting!

©2020 by miedzy-slowami. Stworzone przy pomocy Wix.com

bottom of page